W dzisiejszych czytaniach jest tak wiele treści, że trudno je wszystkie ogarnąć. Chciejmy więc zwrócić uwagę na niektóre myśli, aby odnaleźć w nich światło dla dzisiejszego dnia i plan drogi dla naszego życia.
Oto Chrystus w upalne południe idzie do studni. O tej godzinie wszyscy pozostawali w domach, był to bowiem czas odpoczynku. I przychodzi tam Samarytanka, kobieta, którą wszyscy dobrze znali, bo miała 5 mężów. Czy była 5 razy wdową? Raczej nie, bo w czasach Jezusa, to mężczyźni żyli dłużej niż kobiety. Musiała więc 5 razy dostać list rozwodowy. Taki list najczęściej otrzymywały kobiety, które nie mogły mieć dzieci. Ale gdy kobieta raz została oddalona z powodu bezdzietności, nikt już nie brał jej za żonę. Rabbi Szammaj nauczał, że list rozwodowy wręcza się kobiecie niewiernej. I jeśli jest to właśnie przypadek Samarytanki, to staje się jasne, że jej świat aż pięciokrotnie się zawalił. Ta która wciąż o własnych siłach próbowała układać sobie życie łączyła się z kolejnymi mężczyznami. Ostatni był już na tyle ostrożny, że nie dopuścił do zaślubin.
Inni komentatorzy tego fragmentu piszą z kolei, że tych pięciu mężów to symbol fałszywych bogów, których czcili mieszkańcy Samarii, przesiedlonych na ziemie po Izraelitach wypędzonych do Babilonu.
I właśnie w tym ważnym momencie życia Samarytanki pojawia się Jezus, który mówi: człowiek o własnych siłach nie potrafi pokonać swego grzechu i odejść od swoich bożków. Może to jednak uczynić dla niego miłosierny Bóg.
Gdy przychodzimy dzisiaj do kościoła jesteśmy podobni do owej biblijnej Samarytanki. Na naszych oczach łamie się wiara w to co reklamował dzisiejszy świat. Oto maleńki wirus ukazał prawdę o naszym życiu. Rządzący światem mówią – nie mamy lekarstwa. Artyści chowają się po domach, bo nie mają publiczności. Bogaci wpadają w przerażenie, bo nie mogą kupić nadziei. Łamie się fałszywy świat tych, którzy żyli, jakby Boga nie było.
Ale właśnie w tym niepewnym świecie. I w tej pełnej zamętu chwili. Pojawia się Chrystus. I prosi: Daj mi pić. Zobaczymy Go w oczach starszych ludzi: może naszych dziadków, rodziców, czy sąsiadów, którym możemy zanieść zakupy, aby nie wychodzili z domów. Spotkamy Go też patrząc na małżeństwa, które idą do pracy i nie mają z kim zostawić dzieci. Bo od naszej pomocy zależy ich odzyskana nadzieja. Chrystus patrzy też na nasze lodówki i spiżarnie i pyta. Niedawno zrobiłeś zakupy. Wyładowałeś pół bagażnika produktów. Pamiętaj, czas biegnie szybko i kończy się termin ważności. A w sąsiednim domu jest matka z chorymi dziećmi. Ona spóźniła się do sklepu. Sprawdź dobrze i wybierz, co mógłbyś im ofiarować, bo niedługo wyrzucisz to do śmietnika…
Mały wirus. A ile już nas nauczył! Coraz bardziej widzimy, kto jest mężem stanu i zależy nu na ludziach a kto daje tylko dobre rady „chowając głowę w piasek”. Rekolekcje wielkopostne głoszą od rana do nocy ateiści i antyklerykałowie, którzy w mediach bez przerwy przypominają „Memento mori” – pamiętaj że umrzesz. A najwięksi krytycy „tego kraju” jakoś ucichli i nie wyjeżdżają do innych, bardziej demokratycznych. Na naszych oczach objawia się prawda.
Ale ten mały wirus stawia pytanie także nam wierzącym: gdzie znajdę nadzieję?
Był rok 1862. Św. Jan Bosko opowiadał swoim wychowankom dziwny obraz, który jest też proroctwem
„Wyobraźcie sobie, że jesteśmy na odludnej wystającej z morza, skale. Jedyny to ląd pod naszymi stopami. Reszta to woda, woda i woda!
Z tej wystającej skały widzimy niezliczoną ilość okrętów w szyku bojowym. Ich dzioby mają zakończenia ostre jak włócznia, zdolne przebić na wylot każdy statek. Ponadto okręty te są wyposażone w potężne armaty. Na pokładach mnóstwo karabinów, materiałów wybuchowych, pism, książek i gazet.
Okręty te atakują inne – chrześcijańskie, a szczególnie jeden, którym dowodzi sam papież. Próbuje on odeprzeć potężną flotę nieprzyjaciela. Niestety, nawet morze i wiatr sprzyjają nieprzyjacielowi. Rozszalała się burza. Co robić? Ojciec św. rozgląda się szukając ratunku i nagle widzi dwie wysmukłe, świetliste kolumny. Na jednej widnieje Hostia z napisem: „Ocalenie wierzących”, na drugiej widać Matkę Bożą z napisem „Wspomożenie Wiernych”.
Ojciec św. zrozumiał. Wydaje rozkaz, by wszystkie jego okręty zbliżyły się do tych dwóch kolumn. Sam, stojąc u steru, zwraca swój okręt w stronę kolumn.
Nieprzyjaciel nie chce do tego dopuścić. Mnoży swe wysiłki, by zatopić okręty papieskie. Strzela nie tylko kulami armatnimi, ale pismami, książkami, gazetami. Wszystko jednak na próżno.
Delikatny wiatr, wiejący od kolumn, natychmiast usuwa wszystkie szkody, jakie okręty poniosły w walce. Ojciec św., wpatrzony w dwie kolumny, jest coraz bliżej. Nieprzyjaciel złości się. Nagle papież pada ciężko ranny. Wrogowie podnoszą okrzyk zwycięstwa, tańczą z radości, szydzą z jego poddanych. Zjawia się jednak nowy papież przy sterze i okręt papieski przeprowadza do kolumn. Inne okręty uczyniły to samo. Wszystkie przywiązały się grubymi łańcuchami do jednej i do drugiej kolumny. Przeciwnicy nie mają odwagi zbliżyć się do kolumn. Następuje wśród nich wielki chaos, uciekają w popłochu, w zamieszaniu wpadają na siebie i po kolei idą na dno. Wkrótce na morzu zapanował wielki spokój.
Ks. Bosko wyjaśnia: Okręt papieża, to Kościół. Dwie kolumny, to nabożeństwo do Najświętszego Sakramentu i do Matki Najświętszej. Okręty wroga to symbol prześladowań. Zbliżają się trudne czasy dla Kościoła. Dotychczasowe prześladowania są niczym w porównaniu z tym, co czeka Kościół. Są tylko dwa sposoby, by mógł Kościół wyjść zwycięsko: Nabożeństwo do Eucharystii i nabożeństwo do NMPanny. Należy dołożyć wszelkich starań i wysiłków, by te dwie praktyki rozszerzać wszędzie.
Ks. Bosko zapytany o papieża, który upadł ranny i zmarł – milczał.
Jest rok 2020. Coraz lepiej rozumiemy proroczy sen Jana Bosko. Eucharystia i Maryja. Komunia św. i Różaniec. Oto nasza broń w czasie dzisiejszych lęków i zagubienia. Otwierając się na Boga mamy wpływ na dzieje świata!
Bierzmy więc do ręki różaniec. I módlmy się za Ojczyznę naszą, za Europę i świat cały.
I przyjmujmy codziennie Komunię św.: albo w kościele, albo w domu klęcząc przed krzyżem, prośmy by Jezus przychodził do nas w tajemniczy duchowy sposób.
Potwierdza to Psalm 91:
Kto przebywa w pieczy Najwyższego i w cieniu Wszechmocnego mieszka, mówi do Pana: «Ucieczko moja i Twierdzo, mój Boże, któremu ufam».
Bo On sam cię wyzwoli z sideł myśliwego i od zgubnego słowa. Okryje cię swymi piórami, pod Jego skrzydła się schronisz.
(…) W nocy nie ulękniesz się strachu, ani za dnia – lecącej strzały, ani zarazy, co idzie o zmroku, ni moru, co niszczy w południe.
(…) Ja go wybawię, /mówi Bóg/, bo przylgnął do Mnie; osłonię go, bo uznał moje imię.
Będzie Mnie wzywał, a Ja go wysłucham i będę z nim w utrapieniu,
wyzwolę go i sławą obdarzę. Nasycę go długim życiem i ukażę mu moje zbawienie. Amen.