Dlaczego w naszej parafii przyjmujemy Pana Jezusa w pozycji stojącej skoro sam Pan Jezus będąc bez grzechu “padł na twarz” (Mt 26, 39) przed Bogiem Ojcem w czasie błagalnej modlitwy w Ogrójcu, to cóż dopiero grzeszny człowiek!? Dlatego Kościół w swoim prawdziwym nauczaniu od 2000 lat zna wobec Eucharystii tylko jeden gest, tj. KLĘCZENIE!!!

Taki tekst otrzymaliśmy ostatnio na parafialnego e-maila. Dotyczy on ważnej sprawy dla nas wierzących.

Niechaj odpowiedzią będzie fragment dzieł Papieża Benedykta XVI, które zostały ostatnio przetłumaczone na język polski: (J. Ratzinger, O należytym celebrowaniu Eucharystii w: Opera Omnia, T. XI, Teologia Liturgii, KUL 2012, s. 319 – 320.)

“Kolejny zarzut, który chcemy (…) rozważyć, dotyczy Komunii przyjmowanej: na kolanach – stojąc, na rękę – do ust.

Otóż najpierw chciałbym powiedzieć, że obydwie postawy są możliwe i wszystkich kapłanów proszę o tolerancję, respektującą decyzję każdego. I chciałbym też wezwać wszystkich kapłanów do okazywania takiej pojednawczej postawy i nielekceważenia nikogo decydującego się tu na konkretną formę.

Zapytacie jednak: Czy tolerancja jest tu właściwą odpowiedzią? Czy w tej najświętszej czynności nie jest ona niestosowna?

I znowu: wiemy, że do IX wieku Komunię przyjmowano, stojąc i na rękę. Nie znaczy to, rzecz jasna, że zawsze musiało tak pozostać, bo o wielkości i pięknie Kościoła decyduje także możność rozwijania się, dojrzewania i głębszego rozumienia Tajemnicy. Dlatego nowy etap rozwoju, który rozpoczął się po IX wieku jako wyraz głębokiego szacunku, był absolutnie uprawniony i uzasadniony. Musimy jednak też powiedzieć coś innego: przez 900 lat Kościół nie sprawował Eucharystii w sposób niegodny.

Gdy czytamy pisma ojców, widzimy, z jak wielkim szacunkiem przystępowali do Komunii. Szczególnie piękny tekst pochodzi z IV wieku z pism Cyryla Jerozolimskiego. W jednej z katechez opisuje postawę, jaką powinni mieć przyjmujący Komunię. Powinni podchodzić z rękoma tworzącymi kształt tronu, prawą dłoń kładąc na lewej, tak żeby były tronem dla Króla, a jednocześnie przypominały krzyż. Chodzi mu tu o symboliczny wyraz pełen piękna i głębi: ręce człowieka tworzą krzyż stający się tronem, na który zstępuje Król. Wyciągnięta, otwarta dłoń może w ten sposób stać się znakiem tego, że człowiek dąży do Pana, otwiera przed nim ręce, żeby się stały narzędziem Jego bliskości, tronem Jego miłosierdzia na tym świecie.

Kto się nad tym zastanowi, przyzna, że fałszywe byłoby spieranie się tu o taką czy inną postawę. Spierać się trzeba i można o to przede wszystkim, o co Kościół przed IX wiekiem i po nim walczył, a mianowicie o bojaźń serca, które pochyla się przed tajemnicą Boga, oddającego się w nasze ręce. Nie powinniśmy przy tym zapominać, że nieczyste są nie tylko nasze ręce, lecz także nasz język i nasze serce oraz że językiem częściej grzeszymy niż rękoma. Największym ryzykiem, a jednocześnie wyrazem miłosiernej dobroci Boga jest to, że nie tylko ręka i język, lecz nasze serce może Go dotykać, a także to, że Pan wchodzi do naszego wnętrza i chce żyć w nas i z nami, chce się stać wewnętrznym centrum naszego życia i jego przemiany.”