Znów Kościół wtrąca się do polityki

Tak mówił pewien zdenerwowany młody człowiek komentując katechezę parafialną czytaną ostatnio (2011) w jaworznickich kościołach przed Mszą świętą. Przypomniałem sobie wtedy jeszcze ostrzejsze głosy sprzed paru lat i chyba trzeba znów przypomnieć o co tak naprawdę chodzi.

1.      Polityka to troska o dobro wspólne, stąd absolutnie konieczne jest, aby jak najwięcej Osób o to dobro się troszczyło.

2.      Kościół to ludzie wierzący i ochrzczeni, czyli zarówno księża i biskupi, jak również wszyscy świeccy. Więc jeśli katolików z „metryki” jest w naszej ojczyźnie około 90%, czyli do Kościoła należy 90% społeczeństwa, to dlaczego te osoby nie miałyby troszczyć się o Polskę? Czy troska o dobro wspólne jest zarezerwowana tylko dla nieochrzczonych i niewierzących?

3.      Niech więc księża i biskupi nie wtrącają się do polityki. A dlaczego nie? Na razie prawa obywatelskie odebrane są tylko niektórym więźniom i osobom niepoczytalnym. Czyżby doszła dzisiaj nowa kategoria –księża? Co więcej ostatnio w Internecie ukazała się wiadomość, że pewien ksiądz startuje w wyborach do sejmu. Zdziwiłem się, że nikt nie protestuje. Okazało się, że tym kandydatem jest duchowny protestancki, czyli pastor. Tak więc od strony prawnej czymś normalnym byłoby, aby np. do senatu startowali księża, czy biskupi –tak było w Polsce przed II wojną światową. Myślę, że nie byliby też gorszymi prezydentami, czy ministrami, niż obecnie rządzący… Jednak w Kościele katolickim nastąpiło samoograniczenie, to znaczy że księża i biskupi nie decydują się być czynnymi politykami, aby swoich parafian nie dzielić na tych z mojej, lub obcej partii …

4.      Wobec tego po co mówią w kościele o sprawach politycznych? Dopiero to pytanie dotyka istoty problemu: czy ksiądz może w kościele ostrzegać wierzących przed jakimś niebezpieczeństwem? Ale co to byłby za pasterz, gdyby nie mówił: uważajcie, bo są ludzie, którzy występują przeciw wierze i moralności, nie wolno w ich ręce oddawać losu swojego i losów Polski. Właśnie o tym była mowa w katechezie parafialnej głoszonej w naszych kościołach. Nie można się godzić, aby w Polsce dopuszczono do rozszerzenia dostępu do aborcji –za dużo Dzieci zostało u nas zamordowanych po wojnie. Nie można też zmieniać myślenia na temat małżeństwa, czy zrównania z małżonkami związku osób tej samej płci… A katecheza, którą słyszeliśmy w kościele mówi coś jeszcze ważniejszego: „Pamiętajmy, że grzechem jest nie tylko popełnianie zła przez nas samych, ale także przyzwalanie na zło innych. Jeśli, choćby w sposób pośredni, przyczyniamy się do zabijania poczętego życia lub skracania życia osób starszych, chorych i niepełnosprawnych, lub opowiadamy się za legalizacją metody in vitro – to tak naprawdę popełniamy tzw. grzech cudzy. W kontekście wyborów można nazwać go „grzechem społecznym”./z Katechezy parafialnej/ To jest bardzo ważna sprawa. Tam gdzie chodzi o grzech –nie ma dyskusji. Człowiek wierzący nie może popierać grzechu, ani ludzi, którzy grzechem się chełpią i grzech propagują.

5.      A co by się stało, gdyby ksiądz powiedział, że jego zdaniem konkretny polityk i konkretna partia najlepiej będzie troszczyć się o przyszłość Polski? Jako obywatel ma prawo do własnych poglądów, podobnie jak premier, czy minister, którzy są przedstawicielami nie tylko jednej partii, lecz całego narodu, mimo to zachęcają do głosowania na konkretne osoby.

6.      Jednak ci, którzy tego księdza słuchają mogą mieć inne zdanie. Bo na przykład lepiej znają danego kandydata na posła, albo uważają, że ta konkretna partia niewiele zmieni na lepsze. Jeśli jednak popierają „struktury grzechu” – popełniają „grzech cudzy”. Jeżeli zaś wybierają ludzi szanujących Prawo Boże –można ufać, że z tej decyzji wyniknie dobro. Wreszcie jeśli nie idą do wyborów – to też wybierają… Bo ostatecznie to wyborcy biorą na siebie decyzję kogo poprzeć w głosowaniu. I to oni ponoszą za tę decyzję całkowitą odpowiedzialność.

X Józef Gut